Zapraszam do zapoznania się z artykułem - wywiadem, który ukazał się we Wiadomościach Wędkarskich a który dotyczy łowienia pstrągów.

Styczniowe pstrągi

Gdyby brać pod uwagę tylko wędkarskie statystyki, to wynikałoby z nich, że styczeń jest niemal na szarym końcu w rankingu najbardziej „pstrągodajnych” miesięcy. Nie oznacza to jednak, że to zły okres na złowienie pstrąga, bynajmniej; nasz ekspert, Andrzej Lipiński, wytrawny łowca, wysoko sobie ceni styczniowe wyprawy. – Co mnie przyciąga? Cisza, jakiej nie uświadczysz w innych porach roku, spokój i kameralny nastrój, który raczej raczej burzy obecność innych wędkarzy – podkreśla Andrzej Lipiński.

Być może nie jest to najlepszy okres na złowienie pstrąga, podejmując to wyzwanie trzeba pokonać wiele trudności z pełną świadomością, że nie będzie łatwo. Styczniowe łowienie pstrągów to zajęcie dla prawdziwych twardzieli i trzeba to wyraźnie podkreślić. Wędkarz, który nie ma rozpoznanego łowiska i wyrusza na styczniowe pstrągi po raz pierwszy, może przejść wiele kilometrów bez kontaktu z rybą. - Moim zdaniem nie ma dającej się sformułować reguły, którą można się kierować w wyborze pstrągowej miejscówki – ostrzega Andrzej Lipiński. – Są odcinki niemal bezrybne, możemy jednak trafić na takie miejsca, gdzie na odcinku kilkunastu czy kilkudziesięciu metrów będzie kilka czy nawet kilkanaście pstrągów. Trzeba to wychodzić, w ciagu lat, i po prostu metoda prób i błędów namierzyć takie miejscówki. Z moich obserwacji wynika, że co roku będą w tych samych miejscach. Mogą się one troszeczkę zmienić, bo przecież sama rzeka się zmienia, ale raczej na pewno znajdziemy je w zbliżonym rejonie. Generalnie będą to miejsca nieco głębsze i spokojniejsze, niż w cieplejszych porach roku, pstrągów szukamy raczej w odcinkach źródłowych. Im wyżej, tym lepiej. Jeżeli na rzece są ograniczenia związane tamami, to pstrągi będą na pewno w tych okolicach, gdzie znajdują się takie zapory grodzące rzekę i uniemożliwiające dalszą wędrówkę rybom. Moga to być także miejsca ujścia mniejszych cieków gdzie one się tarły i teraz weszły z powrotem do dużej rzeki.

Pstrągi wybierają teraz miejsca z dala od szybkiego nurtu,raczej stoją w dołkach, w miejscach, które można określić jako zimowe leża. To są takie miejsca, które pozwalaja im uchronić się przed uderzaniem zimnego nurtu. Wystarczy, że woda w tych miejscach jest odrobinę cieplejsza, o pół stopnia, o stopień, już wystarczy. Poza tym takie spokojniejsze miejsca nagrzewają się szybciej, a to z kolei decyduje o tym, że koncentruje się tutaj podwodne życie. Larwy, małże, a także małe rybki; w tym przypadku pstrągi nie muszą przemieszczać się po łowisku, bo suto zastawioną stołówkę ma niemal na miejscu.

O tej porze pstrągi są zmarznięte i nie mają na nic ochoty, ich metabolizm bardzo zwolniony i one też nie żerują zbyt aktywnie. Woda ma jeszcze zbyt niską temepraturę, by pstrągi żerowały ze zwykłym sobie wigorem. Ale przecież nie znaczy to, że nie można ich skusić do brania. Trzeba je zaintrygować, jednak cały czas trzeba pamiętać, że przynęta musi poruszać się wolniej poruszać niż latem, bo coś, co w zimnej wodzie porusza się zbyt szybko, na pewno wzbudza nieufność ryb. Chłodna woda spowalania funkcjonowanie całego podwodnego ekosystemu. – Trzeba koniecznie opanować sztukę dość nietypowego, jak na przyzwyczajenia pstrągów, prowadzenia przynęt – radzi Andrzej Lipiński. Musi się ona poruszać wolno, wręcz anemicznie. To naprawdę sztuka. Dlatego woblery, moje ulubione przynęty pstrągowe, tym razem ustępują pierwszeństwa innym przynętom. Choć o tej porze roku sięgam także i po nie, to jednak w wiekszości sytuacji skuteczniejsze okazują się inne przynęty. Wybieram przede wszystkim przynęty gumowe. Głównym powodem jest fakt, że mogę je szybko sprowadzić do dna i pozwalają się łatwo przy tym dnie prowadzić. To warunek sukcesu. Natomiast wędkując woblerem nie jesteśmy w stanie na krótkim odcinku dosięgnąć dna i dłużej popracować przynęta, a przepływający ponad głowami pstrągów wobler nie wzbudza ich zainteresowania. Przekonałem się niejednokrotnie, że pstrągom nie chce się aktywnie szukać pokarmu. Jednak nie odrzucam woblerów, sięgam po nie zwłaszcza wtedy, gdy widzę, że mam do dyspozycji dłuższy odcinek spokojniejszego nurtu i mogę nim rzucić dalej i odpowiednio sprowadzić do dna. Na Bobrze i Kwisie mam kilka takich odcinków, które nadają się idealnie do wędkowania woblerami, więc nie może ich zabraknąć w moim pudełku. Gdy jednak przychodzi mi wędkować w typowych dla tej pory roku miejscach, takich jak podmyty dołek o głebokości, powiedzmy, dwóch metrów, to po prostu przynęta gumową łatwiej dojść w miejsce, gdzie pstrąg się kryje.

Andrzej Lipiński prezentuje paletę skutecznych o tej porze przynęt: małe raczki, twistery z podwójnymi ogonkiem, imitacje nimfy, czyli gumowe przynęty z oferty Berkley’a, a także koguciki oraz, oczywiście woblery. Z tych ostatnich Andrzej Lipiński poleca woblery Horn czwórka i piątka, Instynkt czwórka i piątka, a także Championy w tym samy rozmiarze. – To są woblery mojej produkcji, które testowałem między innymi na Kwisie i Bobrze, więc mi się znakomicie sprawdzają. Ale oczywiście w grę wchodzą także woblery pstrągowe innych producentów. Jeśli chodzi o gumki miękkie to stosuję raczej przynęty niewielkie, większość z nich mierzy od dwóch do trzech centymetrów. Jest kilka przyczyn, dla których siegam po tak małe przynęty; przede wszystkim w moich pstrągowych łowiskach średnia wielkość ryb nie jest imponująca, a ponadto z moich obserwacji wynika, że o tej porze roku chętniej atakują właśnie niewielkie przynęty. Mimo tego uważam je za uniwersalne, równie dobrze skuszą niewyrośniętego pstraga, jak i medalowy okaz. Poza tym wieksza przynęta robi więcej hałasu i może spłoszyć ryby.

Ciężar główek – od pół grama do czterech gramów. Te najlżejsze Andrzej Lipińaki stosuje najczęściej na prostych odcinkach, charakteryzujących się wolnym nurtem. Większość z nich jest omijana przez wędkarzy. Warto je jednak obłowić, bo zimą pstrągi można spotkać nawet w miejscach, gdzie woda prawie nie płynie. Leniwy nurt w połączeniu z niewielką gramaturą główki pozwala wędkarzowi prowadzić przynętę w naturalny sposób, niezbyt agresywnie, płynnie.

Łowię schodząc w dół rzeki, to o tej porze roku podstawowa zasada – podkreśla Andrzej Lipiński. - To jest ważna różnica; wiosną, a także później, bliżej lata łowi się w górę. Teraz można iść w dół rzeki, bo wykonujemy dłuższe rzuty, nawet do 20 metrów i nie musimy aż tak szybko sprowadzać przynęty. A sprowadzając ją do siebie przynęta pracuje troszeczkę wolniej i ryba ma więcej czasu do namysłu. Rzuty oddajemy wachlarzowato, w kieruku przeciwległego brzegu i ściągamy do siebie, ewentualnie obławiamy jakiś króciutki odcinek, zagłębienie, charakterystyczne miejsce, w którym może się znajdować się ryba. Pamiętajmy, by wyhamowywać bieg przynęty tuż przed uderzeniem o powierzchnię wody, chodzi o to, by uniknąć niepotrzebnego hałasu. Wprzeciwnym razie zamiast zaintrygować pstrągi naszą przynętą po prostu spłoszymy je. O tej porze roku każdy głośniejszy dźwięk brzmi jak karabinowy wystrzał. Pstragi są na to szczególne wyczulone.

Generalna zasada jest taka, że wędkujemy, prowadząc przynętę wolno, dużo wolniej, niż normalnie prowadziłoby się w pstrągowych łowiskach w cieplejszych porach roku. Jak mówi nasz ekspert, łowienei pstrągów w styczniu jest zbliżone do łowienia okoni na twisterka. Występuje charakterystyczne podbijanie przynęty (tzw. „piła”). Skoki przynęty nie powinny być zbyt wysokie, najwyżej do 20 centymetrów. Następnie pozwalamy przynęcie opaść, kontrolując ruch na napiętej lince, by za chwilę znów ją podbić, delikatnie, z wyczuciem.

- Stosuję takie samo wędzisko, jak w cieplejszych porach roku, długość do 2 metrów. Mocne i sprężyste. Ciężar wyrzutowy – od 2 do 6 gramów – podkreśla Andrzej Lipinski. - Podstawową różnicą jest fakt, że stosuję głównie plecionkę. Najczęściej stosuję białą, grubości 0,06 mm, sprawdziła mi się plecionka z oferty Dragona. Ważne, żeby była widoczna w trakcie prowadzenia. Jedyne zastrzeżenie dotyczy tego, że w czasie temperatur poniżej zera stopnia Celsjusza plecionka szybko traci swoje atuty, staje się sztywna. Do końca plecionki dowiązuję żyłkę, przypon ma ok. 1 – 1,2 m. Grubość żyłki – od 0,14 do 0,18 mm, w zależności od ewentualnych zaczepów oraz wielkości ryb występujących w łowisku. Plecionka stosuje głównie dlatego, że dzięki niej mam o wiele lepsze czucie przynęty, a także zapewnia lepszą kontrolę przynęty w opadzie i w podbiciu. Żeby skutecznie sprowokować rybę do brania praca przynęty musi być perfekcyjna. Jeżeli przynętę poprowadzimy za wysoko lub nie pozwalimy jej opaść do dna, wygląda to nienaturalnie i ryby, które w takich spokojnych miejscach mają dużo czasu by przyjrzeć się przynęcie, raczej na atak nie zdecydują. A jeżeli dobierajać wszystkie te elementy idealnie, uda nam przechytrzyć pstrąga.

Andrzej Lipiński swoje przynęty wiąże bezpośrednio do żyłki, nie stosuje żadnych krętlików czy agrafek. Uważa, że dodatkowe elementy zestawu płoszą ryby. Pstrągi są bardzo spostrzegawcze. Poza tym pamiętajmy, że woda w pstrągowych rzekach jest teraz krystalicznie czysta. Przechytrzyć je jest bardzo trudno. Nasz ekspert podkreśla także znaczenie koloru przynęty - Ważny jest barwny akcent, niewielki kontrastowy element nadający życie przynęcie. Chwościk na kotwiczce, kawałek czerwonego ogonka na dżigu, kolorowa główka. Jeśli mamy ciekawe miejsce warto poeksperymentować z przynętami. Moim zdaniem kolor czerwony jest numerem jeden, działa na pstrągi jak czerwona płachta na byka. Generalnie zaczynam od kolorów spokojnych, stonowanych, raczej ciemnych: ciemny brąz, brunatne, motor oil. Jak się popatrzy na dno to żadne z zamieszkujących tam zwierząt raczej się kolorem nie wyróżnia.Jeżeli jednak nic nie dzieje zaczynam eksperymentować z bardziej odważnymi kolorami przynęt, a także wprowadzam barwne akcenty.

Andrzej Lipński nie zachęca jednak do wypraw w mroźne dni - Moim zdaniem sensowne wędkowanie zaczyna się od zera w górę. Mróz przeszkadza, zaczynająmarznąć przelotki, marznie linka, i wędkowanie zaczyna tracić sens. Poraz dnia ma znaczenie, przekonałem się, że najlepsze wyniki miałem w południe, a także w godzinach popołudniowych. I jeszcze rada praktyka – poruszajmy się wolniej niż zwykle, nie zakrywają nas liście drzew, więc wszelkie gwałtowne ruchy wędkarza są bardziej widoczne. Aby uniknąć szybkiego rozpoznania przez ryby warto zachodzić zakolami; po oddaniu kilku rzutów oddalić się od linii brzegowej, podejść z powrotem dopiero w miejscu, które zamierzamy obłowić jako kolejne. Takie wędkarskie „pojawiam się i znikam”.

Z Andrzejem Lipińskim rozmawiał Józef Wróblewski

 

Zdjęcia: Andrzej Lipiński

STAN WODY